on


22 maja 2015, 11:49

Poznałam go przez siostrę, wydawał się fajnym facetem, miłym , uprzejmym, opiekuńczym. Ja byłam jeszcze gówniarą, a on miał swoją rodzinę. Nie był jednak swięty, może dlatego, że życie go nie rozpieszczało. Mimo to uważałam , że jest wporządku. Ja miałam swojego chłopaka a on swoją żonę, choc tylko na papierku, nie wiem po co z nią żył, skoro jej nie kochał, zdradzał ją z każdą napotkaną, bez sens, ale dla mnie to nie było ważne. Jego życie jego sprawa. Dla mnie był tylko kolegą , dobrym kolegą. 

Miajały lata, ja skończyłam studia, rozstałam się z własnym partnerem, bo też mnie zdradzał obok z sąsiadką, zostałam sama z dzieckiem. Właściwie jeszcze nienarodzonym, ale powiedziałam, sobie dam radę, nie inaczej dla dziecka i dla siebie, w końcu moje dziecko musi mieć mądrą mamę. A miłość przestałam w nią wierzyć, powiedziałam sobie, nie jej i chyba nigdy nie było. Na tamten czas myślałam, tylko o tym by szczęśliwe dotrawć do rozwiązania. 

Oj niestety moje życie, nie było takie piekne i takie proste. W między czasie mój były partner dawał mi popalić . Goźby, bym usunęła, i że to napewno nie jego, oj tak, szkoda pisać, było mi ciężko, ale musiałam dawać radę, tym bardziej, że miałam jeszcze niedługo egzaminy. Ostatnie. 

Pewnego dnia wracałam od lekarzai spotkałam mojego dawnego kolęgę, tego którego poznałam przez siostrę. I tak rozmawialismy sobie jak to u nas się dzieję. No on się rozwodził ku mojemu zdziwieniu, wziąl numer ode mnie i mówił, że będzie dzwonił, jak dawniej jako dobry kumpel na którym mogłam polegać.Nierobił tego wcześniej bo siedział, nie było dla mnie istotne dlaczego . Miałam własne zmartwienia. 

Mijał czas, ja już podczas egzaminów z dość dużym brzuszkiem, on wspierający mnie. I jakoś tak wyszło. Choć nie imponował mi wogóle, ale przyzwyczajałam się , że nie jestem sama. Zdałam egzaminy, a on poprosił bym z nim zamiekszakała, że da mi gwiazdę z nieba. Zadba o mnie i że pokażę mi że można być szczęśliwym . 

Zaufałam mu, choć go nie kochałam. 

Po jakimś czasie, zaczęłam się w nim zakochiwać, dbał o mnie, i ciążę, nawet potrafił kwiaty mi przynieśc o tak bez niczego.

Ale czułam w sercu, że to jest zbyt pięknę by mogło być prawdziwe. 

Urodziłam syna i zaczęło się. Znikał z domu, nie miałam na pampersy, na jedzenie, na czynsz, na nic. Syn chorowałna anemię, musiałam prosić mamę o pomoc.

W końcu odkryłam, że ćpa. 

Wiele razy zastanawiałam się czy odejść. Oj wiele razy, płakałam co noc. Nie wymawiał mojego imienia tylko swojej byłej. Było to dla mnie straszne.

Próbowałam zrozumieć, co sie dzieje. Postanowiłam, że go nie zostawię, że pomogę mu wkońcu on też był przy mnie wtedy gdy ja niechciałam. 

MIjał rok dlaje nic,Kłamał nie pojawiał się, niechciał sobie pomóc. Starałam się, jak już był w domu to robiłam wszystko by w nim został, bawiłam się z dzieckiem zachęcałam go do sportu, rozmawiałam z nim, co noc patrzyłam czy oddycha, podsówałam wiadro, i tak wstawałam do dziecka. W końcu przyszedł czas mojego wyczerpania. Powiedział, że jedzie do pracy i napewno prosto z niej wróci do domu, ale nie bo kolega, bo szfagier, zawsze coś. 

Klękłam na kolanach i powiedziałam dość. Byłam sama. Syn był u mamy. A ja zaczęłam krzyczeć sama do siebie i powiedziałam, Boże mój, za co, co takiego zrobiłam. Co Jeśli mamy być razem , jeśli moja praca ma nie iść na marne, moja rodzina, on, daj znać, zostanę, jeśli nie jest tego wart odejdę. 

Spakowałam się i napisałam do ojca, zabierz mnie z tąd. 

Nawet nie wiedział, że odeszłam, bo niby z kąd, skoro nie było go w domu. powiedziałam sobie , a resztę rzeczy zabiorę później. Dziś nie dam rady.

Jechałam akurat do urzędu pracy a po drodze postanowiłam wpaść do domu po resztę rzeczy. I co. I to, że jechał ze szwagrem, autem nawet mnie nie poznał, obejrzał się tylko i nic. Ale szwagier się zatrzymał , patrz twoja dziewczyna, no on niechciał ze mna gadać bo był wiadomoo.... pod czym. Odeszłam i nic sie nie odzywałam.

Weszlam wkoncu do odmu po swoje rzeczy. I nagle on wchodzi, mowi, czemu odeszłaś i nic nie powiedziałaś, a ja uśmiałam. 

I dalej nic. On na to co ty robisz, ja przyszłam po swoje rzeczy. On jak to. Ja tak to. Odchodzę i już nie będziesz musiał słuchać mojego zrzędzenia na temat tego jak postępujesz , ja nie mam sił, też chcę żyć. 

A on jakby coś w nim zgasło, nie wiem , poprostu nie wiem. Poszłam po torbe i i idę w kierunku drzwi. A on wziąl rękę i mówi nie wyjdziesz. Ja dlaczego . Nie zostawisz mnie , a ja właśnie, że juz to zrobiłam, on do mnie daj mi szansę , zrobię wszytsko, pójdę na terapię , będę robił badania comiesiąc, obiecuję .Ja nie wierzę Ci. Odejdź i daj mi wyjść. On zabiję się , kocham Cię i nikogo innego. Popatrzyłam na niego i powiedział dobrze dam Ci szansę, ale tylko na 3 miesiące, jeśli udowodnisz, że Ci zależy przede wszystkim na swoim zdrowiu i szczęściu wtedy uwierzę, że zależy Ci na mnie. 

I owszem mijały 3 miesiące, zmienił się , pomyślałam, a jednak można, .Było dobrze. Nawet aż za dobrze.

Po tem przyszła praca nawet dobra, mieliśmy firmę. Właśnie mieliśmy, oj co potem , taa po tem okazało się wile rzeczy o których wolałabym nie wiedziec i nie przeżyć, jeszcze nie jedno piekło mnie czekało. Ale to już nie istotne, dziś sama nie wiem czym zawiniłam , chyba tym, że uwierzyłam, że można zaufać. Dziś nie wiem jak moje zycie by wyglądało, ale wiem jedno, nie dla wszystkich słońce świeci, ale dla wszystkich jest życie.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz